Mieczysław Łacek
A. Prymas Tysiąclecia na Bachledówce[1]
Stoki na Bachledówce porośnięte lasami
Tu Ksiądz Prymas krzepił zdrowie
I modlił się wraz z nami
Prosił Boga o pogodę, błogosławił łany.
Ks. Kardynał Stefan Wyszyński, na zaproszenie Generała Zakonu O. Jerzego Tomzińskiego, chętnie spędzał swój miesięczny odpoczynek w lipcu przez siedem kolejnych lat (w latach 1967-1973) w paulińskim domu na Bachledówce.
„Spieszyłem tutaj zradości – mówił Prymas 30 lipca 1967 roku na Bachledówce – Miałem już dużo sposobności zetknięcia się z Podhalem. Najpierw w Białce Tatrzańskiej, gdzie przesiedziałem troje wakacji po dość ciężkiej chorobie i tam odzyskałem zdrowie. A później w Zakopanem, na Jaszczurówce, w Poroninie i gdzie się da. Spotkaliśmy się też w Murzasichlu, gdzie poświęciłem nowo wybudowany kościółek, później – w czasie naszego nawiedzenia w Zakopanem, skąd delegacja górali przybyła do Warszawy, aby mnie zaprosić. Było to takie zaproszenie, że z nim nie można było za bardzo dyskutować, tylko trzeba było posłuchać. Tak serdecznie prosili, że nawet mi zagrozili. Powiedzieli: <Myślem, że drugi raz nie będziem tu musieli przyjeżdżać>. Zrozumiałem, co to znaczy i nie chcąc narażać się góralom, poszedłem za potrzebą serca i wyprawiłem się do Zakopanego. Ojciec Generał z Ojcem Przeorem wiele razy zapraszali mnie tutaj na Bachledówkę. Ale wiecie, że w zeszłym roku było dużo roboty. Wszyscy biskupi w Roku Tysiąclecia musieli dwadzieścia cztery razy odbyć pielgrzymkę do różnych miast biskupich. Oczywiście, Prymas też. Wszędzie też musiał gadać, bo takie jest jego zadanie. W swych wędrówkach najbliżej Was byliśmy w Starym Sączu, Tarnowie i Krakowie,g dzie wielu górali przybyło na uroczystości milenijne”.
Hej tam spod Tater, spod sinychTater,
Hej podmuchuje holny wiater.
Hej podmuchuje, niesie nowiny,
Hej Prymas jedzie od doliny.
Hej jedzie, jedzie, hej jusprzyjechoł,
Hej będzie u nos odpocywoł.
Niech odpocywo, zasłuzył na to –
Hej daj mu Boże zdrowie za to.
Prymas Wyszyński polubił tu przyjeżdżać. „Ja sam, Drodzy moi, chętnie w góry przyjeżdżam. Chociaż się człowiek starzeje i nie tak jakdawniej, kiedy dwa razy w roku przyjeżdżałem, a teraz czasu nie mam, ale jak się ino wyrwę, a mam gdzieś się wybrać na odpoczynek, to jak widzicie, tutaj chętnie przyjeżdżam. Drodzy Ojcowie Paulini z Ojcem Generałem, Ojcem Rektorem i Ojcem Definitorem zawsze chętnie nas przyjmują i widzą” (Bachledówka, 27 lipca 1969).
Hej w lesie ciemnym, w lesie zielonym,
Hej będzie zywot umilony.
Zdala od dymu, zdala od wrzawy
Cyste powietrze bez kurzawy.
Zachwycało Prymasa piękno łąk i lasów. „Tutaj spędziliśmymiesiąc wśród lasów i łąk, na wzgórzach, podziwiając piękno Boże, piękno gór,kwiatów i roślin” (Bachledówka, 2 sierpnia 1969).
Przyjezdzoj do nas Księże Prymasie
Nie zawse ino w letnim casie.
Bo kiedy wierśki śniezek obieli
Hej tys Ci serce rozweseli.
Kardynał był wdzięczny, że mógł tu przyjeżdżać. „Pragnę przede wszystkim – jak nakazuje serce wdzięczne – podziękować Wam za to, że w tym roku pozwoliliście, abym tutaj był, abym mieszkał wśród Was przez miesiąc wakacji, bo na tyle tylko pozwalają mi moje obowiązki, czas i zdrowie. Ale sami wiecie, że ciągnę do Was całym sercem. Nieraz już w połowie zimy o tym myślę,czy będzie można pojechać latem na Bachledówkę, nacieszyć się pięknymi widokami gór, które dzisiaj tak nęcą, i wspólnymi spotkaniami z Wami, szczególnie tu, wkaplicy Matki Najświętszej, której stróżami są drodzy Ojcowie Paulini” (Bachledówka,29 lipca 1971).
W Bachledówce drzemią lasy,
kołysą się stare drzewa.
Jak scęśliwe są te casy,
nawet wiater o nich śpiewo.
Ze Maryja Jasnogórska
przysła tutoj w górski kraj
I przywiodła Kardynała,
by wśród nos wypocywoł.
Bądź ochłodą dla Prymasa,
gdy przyjezdzo na Podhole.
Niech nabiera sił na nowo,
o to prosom Cie gorole.
Górale modlili się, żeby nadal Prymas mógł przyjeżdżać na Bachledówkę. „Jestem przekonany, że i Wasze modlitwy pomogły. Nieraz mówiliściemi, że modlicie się, abym spokojnie sobie tutaj siedział. Jedna z Was, starsza Góralka zapewniała mnie: „Bądźcie spokojni. Krzywda się Wam nie stanie. My się za Was modlimy”. Wprawdzie bojaźliwy nie jestem, jak potrzeba, to umiem być bardzo odważny, ale jak człowiek usłyszy takie zapewnienie, że się zaniego modlą, to mu na sercu przyjemniej, jakby go miodem posmarowano. Dlatego Najmilsi, jestem Wam wdzięczny za to, że na Bachledówce stworzyliście mi takie warunki, iż mogłem sobie spokojnie odpoczywać i nabrać sił do pracy, której zwłaszcza w sierpniu i wrześniu będzie bardzo dużo” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
Co dzień przy modlitwie, wspominamy Ciebie.
Jasnogórska Pani, scyrze nas słuchała
Bo nom Kardynała na miesiąc posłała.
Wysłuchała prośby, nos biednych górali,
Bo wiedziała dobrze, że my Cię kochali.
Trudno Prymasowi wygospodarować czas na urlop, ale jakośsię mu udaje. „Aż dziw bierze, że można jakoś <wygospodarować> lipiec itutaj raz na rok uciec. Dosłownie , bo gdybym został w Warszawie, nie miałbym spokoju ani chwili. A gdy wymknę się na Bachledówkę i schowam siępod opiekę Matki Bożej – dzięki waszej życzliwości i serdeczności – to jakoś trochę sił nabiorę i przy Bożej pomocy dalej ciągnę ten <Boży wielki wóz>” (Bachledówka, 29 lipca 1973).
Kochomy Cię bardzo i kochać będziemy
Dokąd ino zechces za Tobą pójdziemy.
Górale, by chronić Prymasa, by go nic złego nie spotkało, chodzili, zwłaszcza nocami, po Bachledówce. „Górale przyjmują swojego umiłowanego Prymasa i strzegą go jak oka w głowie, aby nic złego nie spotkało go w ich krainie. Pracownicy bezpieczeństwa, powszechnie nazwani tajniakami,również nie spuszczają Prymasa z oczu. Zawsze starają się wynająć jakiś dom w pobliżu, przyjeżdżając często z żonami, z dziećmi, aby tym bardziej udawać normalnych letników. I pilnują Prymasa – gdzie chodzi, kto go odwiedza, co mówi w niedzielę na kazaniach, gdzie wyjeżdża. Za jego autem zawsze jeździ ktoś z tajnej milicji” (Ks. Peszkowski). Dla obrony przed złymi ludźmi górale zaopatrzyli Prymasa w ciupagę: „Uzbroiliście mnie w ciupagę i przypięliście na mojej sutannie srebrną szpiglę. Zabieram to z sobą do Warszawy. Oczywiście, dobrze wiem, co powiedział Pan Jezus, że . To i ciupagą nie będę mógł dużo wojować. Ale będę się nią podpierał, bo mi już idą coraz większe lata. Natomiast będę, jak dotychczas, duchem ewangelii Chrystusowej, mocą naszego Zbawcy, Jezusa Chrystusa i Jego wiary wojować, bo „to jest zwycięstwo, które zwycięża świat – wiara nasza”(1 J 5,4). Będę wojował w imię Matki Bożej, Zwycięskiej Pani naszej Jasnogórskiej” (Bachledówka, 2 sierpnia 1967 r.).
Z kim spędza urlop Prymas? m.in. z paulinami. Osobiście czuł się bardzo dobrze w gronie paulinów, sam nastrój wakacyjny był pełen rodzinności. Towarzyszył mu Generał Jerzy Tomziński i O. Ferdynand Pasternak, który na czas pobytu ks. Prymasa pełnił funkcję gospodarza – rektora. Obsługę pełnili i odwiedzali go również inni paulini z Jasnej Góry jak br. August Bojakowski, br. Wenanty Kruszewski, O. Teofil Krauze, O. Paweł Kosiak i inni. „Na wakacjach przy nim są także ojcowie i bracia paulini, nawet kiedy Ojciecnie jeździ już na Bachledówkę. Najczęściej spotykam w czasie wakacji Ojców: F.Pasternaka, J. Tomzińskiego, P. Kosiaka, T. Krauzego. To on zachęcił Ojca, by przyjechał na Bachledówkę. I tak się później cieszył gdy mu się udało ten wyjazd zorganizować. Na wakacjach przy Ojcu spotykam także braci: Wenantego Kruszewskiego i Augusta Bojakowskiego. Są to bardzo dzielni, serdeczni, usłużni ludzie. Obaj bracia po długich latach pobytu w zakonie robią maturę, później zaocznie studia teologiczne i zostają wyświęceni na kapłanów. Obaj mówią, że swoje kapłaństwo zawdzięczają Ojcu, bo sami nie mieliby o tym pomyśleć” (ks.Peszkowski).
Z Prymasem na Bachledówke przyjeżdżała duża grupa ludzi:jego ojciec duchowny, Panie z Instytutu Prymasowskiego. „Ojciec Generał i Ojciec Przeor uporczywie mnie tutaj zapraszali. Ja się broniłem, bo wiem, co toznaczy zaprosić mnie, gdy nas jest kupa. Gdy się prosi Prymasa, to przychodzion, jak Pan Jezusiczek w Betanii, z kupą swoich. Ja też nie mogłem ich nigdzie zostawić, bo nie chciały – więc pomyślałem: Jak jechać to już w kupie, a przecież Wy ten znacie, to pomyślołek, że sprzeciwu nie będzie. Co więcej, znając Wasze serce, tośmy jeszcze przyimkali Bonia i myślimy sobie: ścierpicie Wy nos, to możecie ścierpieć jeszcze jednego. Bonio jest taki fajny chłop, że można go do rany przyłożyć. A że na wakacjach rany mogą się zdarzyć, pomyśleliście sobie: niech ta będzie i niech leczy te rany, które się tu i ówdzie mogą przytrafić. Toteż przybyliśmy, Ojcze Generale, całą gromadą: Prymas ze swoim niedostępnym towarzyszem, Księdzem Prałatem, Matka ze swoją ferajną i Bonio. Razem Wam dziękujemy za przyjęcie, które niewątpliwie było bardzo kłopotliwe, zwłaszcza dla Ojca Ferdynanda. Ale że jest ot człowiek wysoki, to mu się wszystkie kłopoty rozkładają na większym terenie i mniej je odczuwa” (Bachledówka, 2 sierpnia 1967).
„W czasie wakacyjnym zawsze też można przy Ojcu spotkać jego spowiednika i wiernego przyjaciela – księdza Edmunda Boniewicza (przydomek „Boni”), pallotyna, człowieka ogromnej wiary i dobroci” (ks. Peszkowski).
Księdzu Prymasowi towarzyszył zwykle w pierwszym tygodniujego sekretarz i kapelan ks. dr Józef Glemp. Przybywał zwykle wozem z kierowcą panem Stanisławem Maciejakiem. „Skład wczasowiczów był zróżnicowany, byli tam duchowni i świeccy. Współpracownicy z Sekretariatu, Instytut, Ojcowie Paulini, kierowca – pan Stanisław i my dwaj bracia zakonni – Wenanty i ja” (Br. August).
„Nigdy na wakacje Ojciec nie wyjeżdża sam. Zawsze zabiera któregoś z kapłanów pracujących przy nim w Sekretariacie. Najpierw jeździ ksiądz Bronisław Piasecki – osobisty sekretarz. Ojciec zabiera też na wakacje swój ciężko pracujący, czasami zmęczony nad miary Instytut, oczywiście nie cały. Zwykle towarzyszy Ojcu około 15 osób. Aby więcej osób mogło przy Ojcu odpocząć i nabrać sił, są dwa turnusy. Zmiana jest w połowie miesiąca lipca, bo to jest zawsze miesiąc urlopu Ojca”( ks. Peszkowski).
Podczas pobytu wakacyjnego Prymasa wiele osób go odwiedzało. „Wśród gości przewijało się wielu dostojników Kościoła, którzy w czasie wakacji odwiedzali Ojca. Między innymi przybywali do Ojca także ksiądz Arcybiskup Antoni Baraniak, ksiądz biskup Stefan Bareła z Częstochowy, ksiądz biskup Pylak z Lublina, Ojciec Piotr Rostworowski – kameduła, ks. Orszulik, ksiądz prałat Deskur z Rzymu, ksiądz Zdzisław Peszkowski – z USA oraz wielu innych ludzi prowadzących określoną działalność kościelną, naukową, wychowawczą, społeczną” (O. August).
„Pamiętam odwiedziny księdza arcybiskupa Baraniaka, dawnego kierownika Sekretariatu Prymasa Polski, który pracował jeszcze przy kardynale Auguście Hlondzie. Przez niego to ksiądz Prymas Hlond, umierając, przekazał swoją prośbę do Ojca Świętego Piusa XII, by jego następcą na Stolicy Prymasowskiej uczynił biskupa Stefana Wyszyńskiego, młodego ordynariusza diecezji lubelskiej. W czasie uwięzienia księdza Prymasa Wyszyńskiego również był aresztowany, bardzo cierpiał. Wyszedł z więzienia ze zniszczonym zdrowiem. Ojciec bardzo go miłował. Pamiętam także radość odwiedzin księdza prałata Andrzeja Deskura z Rzymu oraz księdza biskupa Bronisława Dąbrowskiego, serdecznego przyjaciela Ojca, i księdza Orszulika, który zawsze wiernie towarzyszył biskupowi Bronisławowi. Ojciec niezwykle serdecznie przyjmuje gości. Troszczy się o nich jak prawdziwy gospodarz” (ks. Peszkowski).
Wyjątkowy gość to gość z USA – ks. Profesor Peszkowski. „Stoi tu przy mnie ksiądz Peszkowski, profesor Polskiego Seminarium Duchownego w Orchard Lake w Ameryce. Dusza ciągnie go do Polski. Każdego roku, gdy tylko dostaje wizę, zaraz przyjeżdża. W tym roku przywiózł kleryków z Polskiego Seminarium w Orchard Lake i gromadę innych ludzi. Może on zaświadczyć, jak bardzo oni tam – a nie brak w Ameryce i górali, którzy wywędrowali z Podhala szukając chleba – przywiązani są do ziemi podhalańskiej, jak szanują tradycje, które stąd wynieśli. Nieraz przysyłają mi barwne fotografie w strojach góralskich. Widać jak ich serca przywiązane są do Ojczyzny” (Bachledówka, 30 lipca 1967).
Z okazji jego przyjazdu Prymas urządzał <dzieńs pecjalny>, tak zwany Dzień Orchard Lake”. Jest to szczególnie mój dzień. Cała jadalnia jest wtedy ozdobiona znakami Zakładów Naukowych Seminarium Polskiego w Orchard Lake. W miarę możliwości dla każdego przygotowuję jakiś drobiazg w prezencie – karteczki, długopisy, itp. A zamiast albo po południu przy podwieczorku lub też wieczorem Ojciec daje mi szansę opowiedzenia o pracy naszego Seminarium, o radościach i kłopotach nas Polaków poza Polską. Później w wieczornej modlitwie Ojciec te wszystkie sprawy zgarnia i oddaje Matce Bożej. Przy Niej, jak każdy dzień wakacji, kończy się też Dzień Orchard Lake” (ks. Peszkowski).
„Oprócz przyjazdu gości są na wakacjach z Ojcem jeszcze inne „dni specjalne”. To między innymi dni imienin. Ktokolwiek je wtedy obchodzi, ma szczęście, bo jest specjalnie uczczony. Oczywiście siedzi podczas posiłków przy Ojcu. Talerz ma przyozdobiony kwiatami. Każdy stara się przynieść jakiś drobiazg. Najważniejszy prezent jest zawsze od Ojca – są to książki, słodycze i inne dary. Największą radością są w tym dniu wierszyki Ojca na cześć solenizantów czytane potem głośno” (ks.Peszkowski).
A jak wyglądał wakacyjny plan dnia? Mówi o tym ks. Prałat Peszkowski: „Pomimo odpoczynku Prymas wstawał wcześnie rano już o godz. 5:00. Dużo pracował i pisał. Czas swój poświęcał modlitwie osobistej, medytacji i modlitwie wspólnej”. „O godzinie 7.45 Ojciec przychodził do kaplicy. Mówimy wspólnie Anioł Pański, a później poranną godzinę brewiarzową, jeszcze po łacinie. Ojciec zaczyna modlitwy. Po odmówieniu brewiarza – Msza święta. Na początku zawsze kilka słów Ojca, które wprowadzają nie tylko w misterium Mszy świętej, w jej intencję i w liturgię dnia, ale nadają całemu życiu jakiś serdeczny, modlitewny ład. To sprawia, że Msza święta staje się ośrodkiem dnia, początkiem wielkiej Bożej przygody. Jest dla mnie zawsze wielkim przeżyciem uczestniczyć w Mszy świętej odprawianej przez Ojca. Czyni to z ogromnym skupieniem. To jest naprawdę misterium. Każde słowo, każdy ruch, każde spojrzenie… Jeżeli jest nas kilku kapłanów i nie ma konieczności odprawiania drugiej Mszy świętej, Ojciec zaprasza nas do koncelebry. Podczas Mszy świętej zawsze śpiewamy. Uczę się nowych, pięknych pieśni religijnych, które wewspółczesnej formie wyrażają głębokie ewangeliczne treści, ale śpiewamy też pieśni dawne. Jakże się je przeżywa, zwłaszcza te, które w kościołach polonijnych specjalnie ukochaliśmy” (ks. Peszkowski).
Ks. Kardynał Prymas codziennie odprawiał Mszę św. z homilią o godz. 8.00, a wieczorem uczestniczył w nabożeństwie o godz. 20.00, poczym prowadził Apel Jasnogórski. A w niedzielę ? „Na Bachledówce zawsze w niedzielę o godzinie 11.00 jest suma. Wtedy górale wypełniają piękną, stylową kaplicę ojców paulinów. Zajmują każdy zakątek i przylegające pomieszczenie, zakrystię i plac przed kaplicą. Śpiewają wszyscy na dwa głosy, z charakterystycznym rytmem i akcentem” (ks. Peszkowski). Na niedzielne Msze św.przychodziło do kaplicy bardzo dużo okolicznych górali, do których przekonująco przemawiał. Dlatego na jego powitanie a zwłaszcza pożegnanie przybywali licznie ludzie z najbliższych okolic, bo odczuwali dobre serce Prymasa dla ludu podhalańskiego.
Szósty roczek (’72) tu przybywos
i wciąż jestes nam nowy
Twej nauki słuchać wiernie
Każdy górol gotowy.
Choć górale winko lubią,
jednak księży szanują
Każde słowo duchownego,
Do serduszka przyjmują.
Z okazji Twych Imienin
winszują Ci górale
Byś żył jeszcze długo
I odwiedzał Podhale.
Prosimy Cię bardzo szczerze,
spełnij prośbę górali
Powracaj tu rok po roku,
Dopóki Bóg pozwoli.
Piękne były te codzienne Msze św. o godzinie 8.00: „Zapisały mi się złotymi zgłoskami w pamięci wakacyjne poranne Ofiary Eucharystyczne spełniane przez Ojca, przeważnie o Matce Bożej Jasnogórskiej lub o Świętych Pańskich z danego dnia. Żył naszą Matką Bożą Jasnogórską. Żył świętami, których uroczystości obchodziliśmy w lipcu. Mówił o nich w krótkich wstępach przed Mszą świętą. Przypominał, co im zawdzięczamy w historii Kościoła i Ojczyzny. Umiał przykład ich życia zastosować praktycznie na dzień bieżący. Żył życiem Kościoła Powszechnego i lokalnego. Dawał temu wyraz, mówiąc często o Kościele, o Ojcu Świętym – następcy Świętego Piotra, o życiu i posłannictwie Kościoław świecie i w Polsce. Żył historią kraju ojczystego” (O. August).
Cieszą się dzie syćka
W Czerwiennem górale
Z przybycia Twojego
Księże Kardynale.
I kwiotki i ptoski
Świergocą wesoło.
O spójrz nasz Prymasie
Jak pięknie wokoło.
Tam Tatry wysokie,
I słonko na niebie
I syćka serdecznie
Winszują dziś Tobie.
Przybyłeś tu do nos
Żeby nos pocieszyć,
Łaską Bożą wesprzeć
Słowem Bożym wzmocnić.
Choć nie momy bogactw,
Ale miła zgoda,
A i serce cyste
Jak w potoku woda.
Pobłogosław że nom
Prosim z całej dusy
Byśmy nie zginęli
W świata zawierusze.
I niech Ci zagrajom
Ci nasi górole.
Żyj nam długie lata,
Odwiedzoj Podhale.
Prymas dziękował, że górale wdzięcznie słuchali Jego słów:„Cieszę się, że mogłem tu sprawować Najświętszą Ofiarę i pouczać Was słowem Bożym.Słuchaliście słowa Bożego chętnie, w ciszy i skupieniu. Mamy sobie tak dużo do powiedzenia. I to nas mocno, gorąco, serdecznie wiąże. Któż bowiem bardziej łączy serca, jak nie Bóg, który jest miłością? Kiedy człowiek jest bardziej zjednoczony i zespolony z innymi ludźmi i z Bogiem, jeśli nie wtedy właśnie,g dy bierze udział w Najświętszej Ofierze Chrystusa? I to nas wiąże. Jesteśmy wszyscy obdarzeni wielką łaską wiary. Z wiary zaś płynie miłość do Boga, a przez Boga – w Chrystusie – do wszystkich ludzi. Chrystus po to przyszedł na ziemię, aby nas nauczyć miłości, abyśmy w miłości mogli żyć i współżyć. I Wy okazywaliście i okazujecie miłość chrześcijańską. Jej przejawem jest wasza życzliwość. Wasze oczy mówią mi, że nie tylko dobrze się znamy, ale że kochamy się i wzajemnie szanujemy. Łączą nas uczucia wspólnoty i prawdziwa Boża miłość!” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
Bachledówka i las
Był tu zapomniany
Hej teraz tu przyjeżdżo
Nas Prymas Kochany.
Bo jak tu przyjedzies
Słonko jaśniej świeci
Hej syćka się cieszymy
Cas nom warcej leci.
Prymas chwalił górali za przywiązanie do ziemiojczystej i jednocześnie wzywał, by tę miłość podtrzymywali: „Mówiłem dziś w południe do górali, że budujemy się waszym przywiązaniem do ziemi ojczystej. Pragniemy, abyście i nadal, jako ta murawa, trzymali się i kochali tę ziemię, abyście ją uprawiali dla dobra waszych dzieci, waszych rodzin i całej ojczyzny. A pracując na roli, abyście nie zapomnieli o wierności Bogu, Kościołowi, Chrystusowi i Jego Ewangelii. […] Drodzy moi! Bardzo Was proszę o to, abyście zachowali gorącą miłość do ziemi ojczystej, do waszych zwyczajów i do wypracowanych przez Was pięknych przykładów pracowitości, cierpliwości, wytrwania i miłości skalnego Podhala. Pielęgnujcie ideały życia rodzinnego. Strzeżcie waszą młodzież, aby była wierna ojczyźnie, Bogu i Kościołowi” (Bachledówka, 30 lipca 1967).
Na Bachledówce Kardynał Wyszyński mówił o trudnych sprawach naszej Ojczyzny: „Do niedawna sprawy kościoła w Polsce były zawsze trudne i ciężkie. Przed kilkoma dniami Ksiądz Biskup przyjechał tutaj i powiedział: <Dzięki Bogu, ty razem nie przyjeżdżam ze smutnymi sprawami. Przyjeżdżam bez żadnych interesów. Pragnę tylko pobyć parę dni razem>. Widocznie po nieszczęściach grudniowych, przez które przeszła nasza ojczyzna, dochodzi się powoli do zrozumienia, że w Ojczyźnie wspólnej wszyscy jesteśmy sobie braćmi: musimy się porozumiewać jak bracia i mówić do siebie jak bracia! Nie możemy pokazywać sobie pazurów i zagniewanego oblicza. Nie możemy wygrażać sobie ani słowami, ani pociskami. Zdaje mi się, jak wynika to z rozmów, które z Księdzem Biskupem dzisiaj prowadziłem – że nasze najwyższe Władze państwowe rozumieją, że trzeba wreszcie Kościołowi dać święty spokój, aby mógł swoją chwalebną pracę prowadzić, bo praca ta jest ku pokojowi” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
Kardynał zapewniał, że kocha górali, ale kocha też wszystkie dzieci narodu polskiego: „Najmilsi! Pragnęlibyście, abym częściej przyjeżdżał na Bachledówkę, ale dobrze powiedzieliście, że kocham nie tylko Górali. Prawda, że kocham Was bardzo, ale muszę kochać i innych, a zwłaszcza dzieci Boże obydwu archidiecezji, powierzonych mojej biskupiej pieczy. A więc – archidiecezję gnieźnieńską, prymasowską, która liczy ponad trzysta parafii i do miliona ludzi, i archidiecezję warszawską, która ma ponad trzysta pięćdziesiąt parafii i ośrodków parafialnych, oraz przeszło trzy miliony ludności. Jest więc dokąd jeździć i do kogo przemawiać. A trzeba, bo ludzie proszą, dopominają się, niekiedy nawet narzekają, że zbyt rzadko do nich przyjeżdżam” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
Prymas uczył górali miłości do Matki Bożej również na Bachledówce: „Pragnę Wam zostawić, Najmilsze Dzieci Boże, na pożegnanie, jako wyraz mojego podziękowania dla Was to właśnie. Pamiętajcie, że Matka Najświętsza wszystko widzi i wszystko wie. Wystarczy, że mówicie: Matko, Matko… A Ona już resztę sama dalej poprowadzi. Wtedy rozpocznie się znowu początek cudów, łask, początek wielkich radości, które Bóg w sercach naszych sieje. Bo chociaż tu na ziemi pięknie, nie mamy tu mieszkania stałego, ale innego oczekujemy i trudno nam sobie nawet wyobrazić, co nagotował Bóg przez miłość swoją tym, którzy Go miłują. A więc kochajcie, ufajcie i dziękujcie!” (Bachledówka, 2 sierpnia 1969).
Po Mszach świętych było dziękczynienie, a potem śniadanie. „Jest ono zazwyczaj bardzo proste, ale smaczne i pożywne. Ojciec z radością rozdziela pyszną, domową kiełbasę, tak zwaną barnabitkę, robioną przez brata Barnabę na Jasnej Górze, oraz kaszankę, także od brata Barnaby. Oprócz tego, jest zawsze bardzo dobry biały ser albo jajecznica ze skwarkami” (ks.Peszkowski).
„Po śniadaniu idziemy na werandę na tak zwaną <sesję naukową> lub <akademię>. Dzwonek uroczyście ogłasza otwarcie , a później czytanie. Najczęściej czytamy coś z dziejów Kościoła albo jakieś perły literatury polskiej – stare i nowe. Pamiętam lekturę Oskara Haleckiego, czytanie o prześladowaniu unitów, pamiętam książkę Karola Górskiego , pamiętam <Alchemię słowa> Jana Parandowskiego, wiersze Kasprowicza, Młaczewskiego. Wielkim przeżyciem jest dla mnie wyproszone u Ojca przez Instytut czytanie biografii wydanej w Ameryce i listów największych Polaków w opracowanej przeze mnie antologii <Zwierciadło duszy>. Dla odprężenia czytamy Makuszyńskiego, którego Ojciec bardzo lubi. Są też czytane fragmenty <Chłopów> Reymonta. Największym skarbem podczas tych głośnych lektur są uwagi i refleksje, które czyni sam Ojciec – w sposób prosty, przystępny, pogodny. Podziwiam ogrom jego wiedzy i niezwykły zmysł historyczny, umiejętność syntezy, kojarzenie, pamięć, a przy tym poczucie humoru. Długość trwania lektury i dyskusji zależy nie tylko od atrakcyjności tematu, ale także od pogody, bo to przecież wakacje” (ks. Peszkowski).
„Czytał nam na tzw. opracowania znanych historyków polskich. A pod koniec obiadów, czasami też po kolacji, najczęściej sam głośno czytał utwory Makuszyńskiego, Kasprowicza, Tetmajera i innych, dla rozweselenia umysłów i serc urlopowiczów niekiedy zmęczonych kilkudniowym deszczem. Lubił opowiadać o dziejach rodzinnej diecezji i parafii. O swoich przygodach okupacyjnych, spotkaniach z wielkimi i maluczkimi tego świata. Były to ciekawe relacje, których się słuchało się z przejęciem i ogromnym zainteresowaniem. Czasami przez stawianie pytań, naciągaliśmy Ojca na dalsze wynurzenia” (ks.Peszkowski).
„Około godziny 10:30 zaczyna się czas wolny. Wtedy Ojciecnajczęściej idzie na spacer, bez względu na pogodę, chyba, że leje. Później, jeżeli nie pada deszcz, siada w fotelu pod drzewem albo w lesie i czyta lub pisze. Nawet wakacje nie są dla Ojca wolne od pracy. Wykorzystuje ten spokojny czas, aby nadrobić wszelkie zaległości, załatwia korespondencję” (ks.Peszkowski).
Prymas nie tylko wypoczywał na Bachledówce, ale czuwał nad Kościołem: „Zawsze w czasie wakacji przynajmniej raz przyjeżdża ksiądz Prałat Hieronim Goździewicz – kierownik Sekretariatu Prymasa Polski, aby załatwić najpilniejsze sprawy korespondencyjne. Ojciec w czasie wakacji opracowuje również listy pasterskie. Przyjeżdża też ksiądz biskup Bronisław Dąbrowski, zwłaszcza gdy są jakieś ważne sprawy Kościół – Państwo. Pamiętam sprawę pięknego listu na pięćdziesięciolecie , który bardzo zaniepokoił władze. Na usilne prośby, Prymas w porozumieniu z Episkopatem decyduje, że list ten nie będzie czytany. Jest to wyraz głębokiego zrozumienia sytuacji Polski, która nie ma pełnej niezależności politycznej” (ks.Peszkowski).
„Gdy nadchodzi godzina 12.00, stajemy wspólnie na boisku,w polu, czy w lesie do modlitwy Anioł Pański. Kiedy jesteśmy przy Ojcu, on zawsze zaczyna tę ukochaną modlitwę Polaków” (ks. Peszkowski).
„O godzinie 13:30 siostra lub któryś z braci dzwonkiem daje znać, że obiad już gotowy. Jest zawsze zupa (jakże smacznie przyrządzona). Jest i drugie danie. A na deser jakiś kawałek dobrego ciasta, kompot czy owoce. Ojciec je mało. Ma taką zasadę, że wstaje od stołu zawsze trochę głodny. Jest to człowiek wielkiej ascezy, chociaż serdeczny humanista, który nie gardzi darami Bożymi i docenia je. Są na przykład potrawy, które bardzo lubi. Miejsce przy Ojcu w czasie posiłków jest specjalnym przywilejem <chudzielców>, to znaczy tych, którzy mizernie wyglądają i trzeba ich dożywiać. Jak serdecznie Ojciec umie ich zachęcać do jedzenia, dokładać. Nigdy nie zacznie pierwszy jeść, dopóki w najbliższym otoczeniu wszyscy nie nałożą sobie na talerze. Nie wstanie od posiłku, dopóki ktokolwiek jeszcze je czy pije. Jest to człowiek wielkiej kultury osobistej. Atmosfera podczas posiłków jest pogodna, otwarta, serdeczna. Kiedy ktoś jest smutny, Ojciec zaraz to zauważa. Popatrzy, uśmiechnie się,dyskretnie coś powie. Potrafi też coś napisać na serwetce i posłać ku rozweseleniu” (ks. Peszkowski).
„Po obiedzie i czytaniu idziemy do kaplicy na krótkie dziękczynienie” (ks. Peszkowski). Potem jest czas na ciekawą lekturę. „Po obiedzie często sam czyta gwarowe opowiadania góralskie, a robi to świetnie. Odkryliśmy, że nieraz opowiadanie w książce już dawno się skończyło, a Ojciec improwizuje i to tak, że nie można odróżnić tych oryginalnych wstawek w całości tekstu. Czasami po obiedzie czytamy też Makuszyńskiego, Wiecha albo dowcipy żydowskie. Ojciec kapitalnie umie naśladować mowę żydowską i ten charakterystyczny akcent. A czyni to z humorem i nad wyraz życzliwie” (ks. Peszkowski).
„A potem znowu czas wolny aż do 18:30. Czas ten, podobniejak przed południem, wykorzystujemy na dotlenienie, spacery, indywidualnąlekturę, piłkę.
Ojciec po krótkim odpoczynku po obiedzie idzie na spacer, a potem znowu czyta, pisze, towarzyszy nam w zabawie. Staramy się, aby to towarzyszenie zajmowało jak najwięcej czasu, aby się trochę oderwał do pracy” (ks. Peszkowski). Prymas w wolnej chwili spacerował, podziwiał piękno przyrody, zachwycał się ciszą, widokami i wspaniałym powietrzem. Dla wszystkich sporadycznie spotkanych miał czas i uśmiech.
Prymas uwielbiał spacery, które często wykorzystywał na modlitwę: „Jedno przynajmniej mogę powiedzieć, że chodząc po waszych łąkach,lasach i polach modliłem się i Wam wszystkim, waszym polom, zagonom,błogosławiłem. Bóg zapłać Wam” (Bachledówka, 28 lipca 1968). Ze tu nasym polomDomom błogosławisPraca nom jest lżejsoJak tu jesteś z nami.
Z Prymasem często na spacer wybierał się ks. Peszkowski: „Bardzo lubię spacery z Ojcem. Na Bachledówce chodzimy często wieczorem, drogą w kierunku Tatr. Zatrzymujemy się na chwilę na modlitwę przy kapliczce przydrożnej. Ojciec jest człowiekiem ogromnie wrażliwym. Żywo reaguje na przyrodę, na piękno gór, łąk, zapach siana, śpiew ptaków, które doskonale rozróżnia. Zna się na drzewach i roślinach. W czasie drogi Ojciec pyta o różne sprawy. Troszczy się o to, jak się czuję. Mówi o sytuacji Kościoła, słucha o sprawach, które leżą mi na sercu. Zawsze czekam na spacery z Ojcem. Cudowne są te rozmowy, nigdy ich nie zapomnę. Od czasu do czasu zatrzymujemy się”.
Wypocnij dobrze na tyj skolnyj ziemi.
Nabier sił w płuca od wiatru holnego,
Z tatrzańskich głazów weź zaś ich twardość
I paś owiecki wśród ludu wiernego.
Prymas lubił też samotne spacery. „Ojciec czasami chodzina spacery samotnie. Wtedy dyskretnie towarzyszymy mu z daleka, aby uszanowaćjego prawo do samotności, którą on tak kocha… i której mu tak potrzeba” (ks.Peszkowski).
Pan Jezus się ciesy
Matko Bosko śpiewo,
Kiedy Ksiądz Kardynał
W górach wypocywo.
Chodził na spacery w „więziennym płaszczu”. „Nigdy jednaknie chodzi bez sutanny albo długiego, jasnego <więziennego> płaszcza.Piszę <więziennego> – bo to ciągle ten sam, długi do ziemi jasny płaszcz,tak zwany prochowiec, w którym spacerował, gdy był więziony w Komańczy. Płaszcz ten jest obecnie w Warszawskim Muzeum Archidiecezjalnym” (ks. Peszkowski).
I my się ciesymy
Ze tu jesteś z nami.
Ze się tu przechodzosz
Nasymi ścieżkami.
Prymas dużo spacerował po lasach i polach. Dziękował, żemoże wędrować po Bachledówce i przepraszał, że może coś podeptał: „Na zakończenie, Najmilsze Dzieci Boże, chyba jeszcze raz podziękuję Wam za to, żeście mnie tutaj na Bachledówce ścierpieli. Już dzisiaj po Mszy świętej rano za to dziękowałem i przepraszałem, jeżeli tam gdzieś troszkę koniczyny podeptałem, łażąc po polach, bo ja jestem taki, ot widzicie, łazik. Lubię popolach łazić i gapić się. Człowiek w mieście oddycha benzyną, a tutaj świeżym powietrzem. Ale mogłem tam czasem i podeptać coś, za to Was bardzo przepraszam, jeżeli coś szkody wyrządziłem” (Bachledówka, 28 lipca 1968).
A jakby Ci kiedy zaskoczyła jako bieda,
Mało kurniawa, burza z pieronami,
Wracoj się do nos, to haw na sałasie
Domy Ci cuchę, syra i zostanies z nami.
Prymas nawiązywał łatwo kontakty z góralami, pomagał nieraz w grabieniu siana, za co go bardzo lubili, był bowiem w stosunku do nich bardzo bezpośredni. „Ojciec rozmawia z dziećmi po drodze, pochyla się nad nimi, daje cukierki, prosi, aby nie rzucały papierków. Staje przy góralach pracujących w polu. Zawsze pozdrawia ich słowami: „Panie Boże dopomóż” albo „Szczęść Boże”. Pyta o urodzaje. Tak było na Bachledówce” (ks.Peszkowski).
Ponadto wiele czasu poświęcał także na studium, lekturę aktualnych książek teologicznych i na formację teologiczno – duchową swego nstytutu: „W czasie wakacji Ojciec dużo czyta. Ma na stoliku kilka książek oróżnej tematyce. Czyta je równocześnie, na zmianę, aby się nie nużyć jednostajnością tematu. Tak samo zresztą i nam radzi czytać. Ojciec ma swój własny, niepowtarzalny styl urlopu” (ks. Peszkowski).
„Gdy idziemy grać w siatkówkę, Ojciec zawsze, chociaż na chwilę odrywa się od pracy i towarzyszy nam, ale sam nie gra. Trzyma zegarki, sędziuje, ogłasza przerwę na cukierki.
O godzinie 18:30 dzwonek wzywa nas znowu do kaplicy. Kiedy jesteśmy na Bachledówce, jest to góralska kaplica, pachnąca drewnem, czarująca prostotą i pięknem ludowego wystroju. Z głównego ołtarza spogląda na nas z matczyną dobrocią i troskliwością Matka Boża Częstochowska” (ks. Peszkowski).
Przyjemnością było wspólne odmawianie Brewiarza z Prymasem: „W czasie wakacji cieszę się zawsze na wspólne odmawianie brewiarza z Ojcem. Bardzo ciekawe są wyjaśnienia Ojca. Zdumiewam się, jak on zna Pismo święte i teksty Ojców Kościoła. Kiedy na zakończenie odmawiamy hymn do Matki Najświętszej, rozlega się dzwonek na kolację” (ks. Peszkowski).
„Czekam na każdy wspólny posiłek, ale na kolację specjalnie, bo zawsze jest kwaśne mleko i kartofle ze skwarkami albo kasza gryczana, którą Ojciec bardzo lubi… ja też. Tak by się chciało napisać całą balladę o pachnącym chlebie, o kwaśnym mleku, o polskim białym serze ze śmietaną” (ks. Peszkowski).
Za kuchnię odpowiedzialne były cztery siostry honoratki z S. Ottoną (s. Józefa Kędzior, honoratka) na czele, które z ogromnym poświęceniem i godną podziwu ofiarnością wywiązywały się ze swych obowiązków, zdobywając uznanie wszystkich.
„Po kolacji i krótkim odpoczynku idziemy wspólnie z całą gromadą z Ojcem do lasu na różaniec. Ojciec zapowiada tajemnicę, potem chwila medytacji, śpiew, Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo… Każdą tajemnicę prowadzi ktoś inny. Odmawiają po kolei wszyscy – ojcowie paulini, bracia, Instytut, pan Stanisław i ja – – jak mnie Ojciec nazywa. Po różańcu litania do Matki Bożej. A potem wszyscy podajemy sobie ręce, wiążemy krąg harcerski i śpiewamy ” (ks. Peszkowski).
Piękna jest modlitwa Apelowa o godzinie 20-ej w KaplicyMatki Bożej na Bachledówce: „Na zakończenie dnia idziemy jeszcze do kaplicy na krótki Apel Jasnogórski. Ojciec w sposób jedyny w swoim rodzaju ogarnia w tej modlitwie cały dzień. Za wszystko dziękujemy. Wybiega sercem z kaplicy do całej Polski. I do prac żniwnych, i do kopalni, hut, szpitali, gdzie cierpią ludzie, i do tych dzieci, które przez kolonijne rygory nie znalazły się na Mszy świętej w niedzielę. Obejmujemy modlitwą dzieje Narodu i tych, którzy życie swoje oddali za to, aby Polska była wierna Bogu. I za tych się modli, którzy są rozsiani po świecie. Spieszy też zawsze myślą do Ojca świętego i Matce Bożej go oddaje z wielką troskliwością. Pamięta i tych, którzy byli wśród nas, a już odeszli do Boga. Później wspólnie odmawiamy . Ojciec błogosławi nam, całej Polsce i Polonii. Czyni to każdego dnia, gdziekolwiek jest. Oto przykład wakacyjnych modlitw Ojca wypowiedzianych w godzinie Apelu Jasnogórskiego, w dniu, kiedy na Bachledówkę przyjechał ksiądz kardynał KarolWojtyła:
<Przenosimy się myślą do tronu łaski, do kaplicy Matki Bożej Zwycięskiej na Jasnej Górze. Przynosimy Ci, Matko nasza i Królowo, wszystkie nasze myśli, pragnienia i czyny, wszystkie akty wiary,nadziei i miłości, zarówno nasze osobiste, jak całej oddanej Tobie w macierzyńską niewolę Ojczyzny naszej. Niech te skromne dary uradują Ciebie, abyś w dziedzinie Twojej miała co przedstawić Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu – całej Trójcy Świętej.
Z ufnością wołamy do Ciebie, Matko i Królowo nasza, oddając ci serca, wolę i umysły, gotowe służyć Kościołowi i Twojemu Synowi w realizacji Soboru Watykańskiego II i naszych zobowiązań milenijnych.
Upraszamy u Ciebie Twoją szczególną pomoc dla tego domu, dla całej Bachledówki, dla wszystkich okolicznych wsi i parafii, dla archidiecezji krakowskiej i jej arcypasterza, dla całej Ojczyzny naszej i dla wszystkich biskupów, dla wszystkich rodzin, dla wszystkich dziedzin pracy, trudu i wysiłku ludzkiego.
Oddajemy w Twoją opiekę tych chorych, którzy dzisiejszej nocy nie zmrużą oka, bo im cierpienie nie pozwoli. Prosimy zalekarzy i pielęgniarki, którzy będą czuwać nad cierpiącymi i spieszyć z pomocą.
Oddajemy Ci tych, którzy w tej chwili na nocną zmianę zjeżdżają na dno kopalni, przychodzą do fabryk i hut, i gdy my będziemyodpoczywali, oni będą się ciężko trudzili.
Bądź z nami wszystkimi, Dziewico Wspomożycielko! Z ufnością wołamy do Ciebie: Matko Chrystusowa, módl się za nami>” (ks. Peszkowski).
Prymas chwalił dzieci: „Muszę Was pochwalić, Dziateczki, za jedno. Ilekroć częstowaliśmy Was cukierkami na drogę powrotną, zawsze prosiliśmy: Nie rzucajcie papierków na ziemię, bo Polska musi być czysta. Posłuchaliście mnie. Nieraz <łaziłem> po tej góreczce, patrząc, czy nie leżą papierki w owsie, ale nie widziałem. Bardzo Wam za to dziękuję. Musimy wszyscy pracować nad tym, aby Ojczyzna nasza była czysta i piękna. Każdy musi się do tego przyczynić. Będzie nam brak wspólnej modlitwy z Wami, Kochane Dzieci” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
„Gdy stąd pojedziemy, jednego nam będzie brak. Zawsze wieczorem tutaj w kaplicy zbierała się na Apel Jasnogórski gromada małych dzieci. Wspólnie się modliliśmy, a potem trochę <osładzaliśmy> im powrotną drogę. Będzie nam brak Was, Małe Dzieci, waszych miłych twarzyczek i ciekawych oczu” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
„Atmosfera wakacyjna była pełna rodzinności, wzajemnego zaufania i zrozumienia, a ogniwem łączącym – duszą całej wspólnoty był oczywiście Ojciec. Umiał wprowadzać atmosferę pełną ciepła, humoru, swoistej swobody sprzyjającej odprężeniu i nabieraniu sił do czekającej pracy” (O.Augustyn). „Było nam tu dobrze, bo jesteśmy prawdziwie rodziną. W rodzinie może być różnie, ale w naszej rodzinie dobry Bóg wszystko sam ładzi, a Matka Najświętsza uczy nas stylu wzajemnego obcowania z sobą, przez to nasze życie staje się łatwiejsze i milsze” (Bachledówka, 2 sierpnia 1967).
„Mnie również przypadło w udziale spędzać wakacje wspólnie z Księdzem Kardynałem. Atmosfera była bardzo serdeczna. Często odbywaliśmy wspólne spacery, chwaląc Matkę Bożą modlitwą różańcową i śpiewem. Ale najbardziej ceniliśmy sobie rozmowy z Dostojnym Gościem. Skądinąd poważny Hierarcha, w bezpośrednich kontaktach bywał serdeczny i sam tworzył atmosferę radości” (Br. Wenanty).
Swoją osobą wnosił Ks. Prymas atmosferę ciepła i chrześcijańskiej radości, co szczególnie sprzyjało odprężeniu i rekreacji: „Wszyscy czujemy się prawdziwie rodzinną wspólnotą. Ojciec stwarza atmosferę serdecznej życzliwości, zaufania, wzajemnej troski. O każdego dba, do każdego mówi po imieniu, a my wszyscy mówimy do niego: Ojcze! Razem się modlimy, razem zasiadamy do stołu, gramy w piłkę, czytamy książki. A jednocześnie kiedy ktoś chce być sam, może się wyłączyć. Jest bliski, ojcowski, zwyczajny” (ks. Peszkowski).
Dla Prymasa Bachledówka było najspokojniejszym miejscem w Polsce. „Jeśli chodzi o mnie, Najmilsi, dobrze wiecie, że nie znajduję spokojniejszego miejsca, jak właśnie tutaj. Gdy nieraz siedzę sam w lesie, coś piszę albo czytam, jestem pewien, że nikt mi nie przeszkodzi. Wchłaniam więc ciszę i czyste powietrze, jakiego w Warszawie na ulicy Miodowej, gdzie mieszkam – nie ma. Jeśli zaś idzie o spokój to rzecz wiadoma, że spokoju dzisiaj nigdzienie ma. Do wyjątków niemal należy właśnie miejscowość, gdzie jeszcze jest święty, Boży spokój. I to nas pociąga. Żyjąc w ciągłym rozgwarze, w podróżach, wśród licznych prac, pragniemy odrobiny spokoju.[…] Najlepiej, najspokojniej odpoczywa się na Bachledówce, w najczystszym powietrzu, wśród pięknych widoków, wśród żyznych w tym roku, szczęśliwie urodzajnych pól. Cieszy nas, że i ziemniaki pięknie kwitną. Na pewno na Podhalu nie zabraknie gruli. Jest też dużo siana. Kilka lat tutaj przyjeżdżam, lecz nie pamiętam tylu kopic ustawionych na polu, co w tym roku. Pewnie i mleka będzie dla wszystkich dzielić pod dostatkiem. A ponieważ umiecie się dzielić swoim dobrem z innymi ludźmi, na pewno nie zabraknie pożywienia dla innych” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
„Czasami też dzieci przebywające na koloniach ze swoimi opiekunami, nieśmiało zawadzały o nasz dom na Bachledówce. Natomiast dzieci góralskie gorliwie codziennie przybiegały do kaplicy i na spotkanie z Ojcem. Często brał je na ręce, rozmawiał z nimi, bawił się z maluchami, obdarzał obrazkami i cukierkami. Ojciec nie robi żadnej różnicy między ludźmi. To było widać na co dzień. Dla niego ważny był konkretny człowiek, którym się interesował i spieszył mu z pomocą. Z takim samym szacunkiem odnosił się do dziecka, do kobiety, do zniszczonego pracą rolnika, do kapłanów, do każdego człowieka” (O. August).
Księże Prymasie Drogi, zycy Ci dziatwa mała,
Aby Cie Matka Najświętsa w opiece swojej miała.
Azeby święty Stefan i Michał z miecem w dłoni
Od wszego złego co dnia, Ciebie Pasterza bronił.
I niech Ci złote słonko, przyświeco coraz radośniej
Bo z miłych Twoich dzieci lud dobry kiedy wyrośnie.
Dzisiok Ci w podarunku niesiemy kwiaty i serca
I całujemy Twoje arcypasterskie ręce.
„Kilka razy świętowaliśmy imieniny Ojca, które przypadały 3 sierpnia. W zasadzie były skromne, ale pełne nastrojui radości, a Dostojny Solenizant jakby zatrwożony, że to właśnie on jest obiektem uroczystości. Wtedy umiał rozładować atmosferę. Dbał o wszystkich i obdarzał swoim bogactwem duchowym poprzez kontakt wymownych spojrzeń i gestów, nakładając wszystkim na talerze, aby nikogo nie pominąć i każdemu sprawić przyjemność. Dziś patrząc z perspektywy czasu, myślę, że właśnie od Ojca nauczyłem się spędzać odpoczynek, przysługujący mi w życiu zakonnym, tzn. dzień wolny raz w tygodniu i okres dłuższego letniego czy zimowego urlopu – wakacji. I właśnie wtedy, w czasie tamtych wakacyjnych dni, spełniając posługi liturgiczne i gospodarcze, miałem sposobność bliższego poznania Ojca i synowskiego otwarcia się na Jego prawdziwą, żywą, ojcowską dobroć” (O. August).
Czymś wspaniałym były na Bachledówce wieczornice na zakończenie wakacji Prymasa. Przychodzi każdy, kto tylko może. Ścieżkami zróżnych stron ściągają dzieci, ludzie starsi i młodzi, w większości ubrani uroczyście w swoje ludowe stroje. Śpiewają Ojcu, mówią wierszyki, tańczą, składają dary: a to kapelusz góralski, który później Ojciec nosi w czasie spacerów, oscypki – serki, które zaraz idą na stół, a to dywanik ręcznie tkany, a to ciepłe kapcie góralskie. Raz pewien młody gazda wręczył Ojcu ciupagę z takim słodkim przeznaczeniem: „Masz, Ojcze Prymasiku, co byś się odganiał od tych choler w Warszawie”. Ojciec uśmiecha się serdecznie, przyjmuje ciupagę. Rozumie on prosty, szczery lud góralski. Doskonale zna ich gwarę. Przygarnia dzieci, bierze na ręce, przemawia do nich, błogosławi, obdziela cukierkami i pięknymi obrazkami lub medalikami: „Nie da się opisać samego pożegnania, życzeń imieninowych. Były tam nie tylko uroczyste przemówienia, deklamacje, kwiaty, upominki góralskie. Ks. Prymas był uradowany i wzruszony dobrocią i szczerością góralską a ich życzenia brał sobie głęboko do serca” (ks. Peszkowski).
Jakże się cieszymy, Księżę Kardynale,
Żeś raczył przyjechać na nasze Podhole,
Hej, na nasze Podhole.
Naszym domom, polom, milebłogosławisz,
Wiemy, że pośród nas serce swe zostawisz,
Hej, serce swe zostawisz.
„Drodzy moi wypowiedzieliściewiele pięknych życzeń. Gdyby choć połowa z nich się spełniła, byłbym bardzo szczęśliwy. Zapowiedzieliście nawet, że wybudujecie tutaj lepszą drogę. Nie jest ona rzeczywiście najlepsza, ale i gorsze widziałem. Ale to ma być droga Waszych serc (…) Najmilsze Dzieci! Prowadzimy Was do naszego Ojca niebieskiego. Droga, po której idziemy, jest o wiele trudniejsza i cięższa aniżeli z Zębu na Bachledówkę. Ale wiemy, po autostradach i wygodnych drogach nie zawsze jeździ się najpewniej. Więcej ludzi zginęło na autostradach aniżeli na drodze z Zębu na Bachledówkę. Ona i nadal łatwa nie będzie, bo jesteśmy naSkalnym Podhalu” (Bachledówka, 30 lipca 1967).
Gdybyś do nas wrócił, my obiecujemy,
Że Ci lepsza drogę tutaj zbudujemy,
Hej, tutaj zbudujemy.
Drogę zbudujemy, kwiatami usłamy,
I wyrównamy ją naszymi sercami,
Hej, naszymi sercami.
„Bóg zapłać wszystkim śpiewakom i poetom, z którymi tutaj się spotykamy. Pamiętam, jak pięknie wyśpiewywali na koronacji obrazu Matki Bożej w Ludźmierzu, chociaż padał deszcz. Ale dla górali nie miało to znaczenia. Widzimy więc, że na Skalnym Podhalu jest uroda poetów. Umiecie wyśpiewywać może nawet niekiedy lepiej niż sam Kasprowicz z Harendy” (Bachledówka, 30 lipca 1967).
Niech Cię uradują nasze turnie silne,
Ukołyszą smreki na smutku godzinę,
Hej, na smutku godzinę.
Niech Ci będzie dobrze między góralami,
Którzy, chociaż prości, Tobie są oddani,
Hej, Tobie są oddani.
Prymas 28 lipca 1968: „A jeszcze tak żeście się zawzięli, żebym tu na Bachledówce majątek zrobił. A to mnie najbardziej przeraża, bo Prymas musi być przecież biedny. Nadawaliście mi tyle darów, przyjechałem jednym samochodem, a już nie wiem czy się dwoma zabiorę”.
Po tej naszej ziemi różne moce gnały,
A my Tobie zawsze jednako ufamy, Hej, jednako ufamy.
Przychodzą tu ludzie z różnymidarami,
Ty przychodzisz z sercem i Tobie ufamy, Hej, i Tobie ufamy.
”Daliście mi ze swojego dobrego serca wiele pięknych darów: dywaniczek, abym pamiętał o Was, i miód, który zawiozę na ulicę Miodową, do Warszawy, i śliczne kwiaty, zebrane przez małe dzieci. Sprawiliście mi radość waszym śpiewem. Od tylu lat podziwiam wasz chór pod przewodnictwem „dyrygentki”, która już nieraz pokazała co umie („dyrygentka” to P. Mieczysława Łacek, mama O. Mieczysława Łacka).Dzisiaj też przyszła i przewodziła śpiewom. A nasz kochany Brat wygłosił imieniem Górali śliczną mowę i zaprosił nas na następny rok na Bachledówkę. Wszystko będzie zależało do Pana Boga, od tego, czy będą czasy spokojne, czy znajdą się siły, zdrowie i czas. Ale ufamy, że nie ostatni raz się widzimy. Może Pan Bóg pozwoli mi jeszcze Was nawiedzić i okazać Wam serce” (Bachledówka, 29 lipca 1971).
Prowadźże nas prowadź, a prowadź bezpiecznie,
A my Ci dziękować będziem za to wiecznie,
Hej, będziem za to wiecznie.
Niech Cię Matka Boska obdarzy łaskami –
Niech Cię żadna siła nie rozdzieli z nami,
Hej, nie rozdzieli z nami.
„Wypowiedzieliście swoje serdeczne uczucia. Droga Gaździna, której słuchałem nie pierwszy już raz, zawsze ma wiele nowych myśli i przedstawia je w sposób umiejętny, miły i zachęcający. Małe dzieci przemawiały nawet mową poetycką, a więc mają pewne zdolności, które zapowiadają lepszą przyszłość i głębokie zrozumienie spraw świata” (Bachledówka, 29lipca 1973).
Błogosławisz każdej rodzinie góralskiej,
Dajesz ją w niewolę wieczną Matce Boskiej,
Hej, wieczną Matce Boskiej.
Błogosławisz przez Nią każdemu domowi,
A my się modlimy wciąż za Ciebie do Niej,
Hej, wciąż za Ciebie do Niej.
„Pragnę podziękować wszystkim: naszej drogiej Przewodniczce śpiewu (Mieczysławie Łacek, mamie O.Mieczysława Łacka, która przygotowywała program artystyczny dla Prymasa iprzewodziła śpiewom), naszemu Bratu, który w waszym imieniu tak ładnie przemawiał, małym chłopczykom i dziewczynkom – za wszystko, coście tu wypowiedzieli i wyśpiewali” (Bachledówka,29 lipca 1971).
Zżyli my się z Tobą Kardynale
Smutno by nom było
Było by non smutno
Tu bez Ciebie.
Tobą się cieszymy szósty lipiec (’72)
Nie zapomnij o nos
O nos nie zapomnij
W przyszły rocek.
Jak Cię zmęcy praca Kardynale
To znów przyjedź do nos
To do nos znów przyjedź
Na Podhole.
Bo kto by nos wspieroł modlitwami
Błogosławił co dnia
Co dnia błogosławił
Modlił z nami.
Niech Cię Matka Barko wiedzie stale
O to się modlimy
Modlimy się o to
My górole.
Co roku przyjeżdżał na Bachledówkę Prymas i co roku odbywały się wieczornice góralskie dla Prymasa. „Cieszę się więc z tego, że raz jeszcze mogłem do Was zajrzeć i ucieszyć się z Wami tą wspólną piosenką i tańcem. Ja bym już nie mógł tak dreptać, jak wasz przewodnik. Nie wiem, ile kto tam ma więcej roków. Całym sercem raz jeszcze Wam dziękuję. Chciałbym Was prosić, abyście ode mnie przyjęli skromne pamiątki, dam każdemu różaniec, medalik i obrazeczek. To będzie pamiątka naszego spotkania” (Bachledówka, 27 lipca 1969).
Prymasie, czy Ci nieżal?
Prymasie,wracaj, do hal!
Prymasie, czy Ci nie żal
Śpiewu tej leśnej ptaszyny.
Tu spokój, cisza i zdrowie,
A tam dymiące kominy.
Prymasie, czy Ci nie żal?
Prymasie, wracaj, do hal!
Powracaj tu rok po roku
Do gór, które są w oddali.
Tam zdrada na każdym kroku
Tu serca wiernych górali.
Prymasie, czy Ci nie żal?
Prymasie, wracaj, do hal!
Wyszyński lubił wracać do górali: „Znowu zaprosiliściemnie na Bachledówkę na rok przyszły. Każda chwila jest w ręku Boga. Może już w grudniu zacznę myśleć, jakby to było przyjemnie na Bachledówce. Pamiętam, jak w czasie beatyfikacji błogosławionego Maksymiliana Marii Kolbego, Ojciec Święty z wielką radością powitał delegację górali, która podarowała mu taki kapelusik, jak i mnie kiedyś wręczyliście i w jakim często chodzę po górach. Ojciec Święty bardzo ucieszył się z tego daru. Przymierzył kapelusik, wziął do ręki ciupagę, którą dostał od górali i pozwolił się sfotografować. Dziwował się także oscypkom, które otrzymał. Gdy pojadę w tym roku do Rzymu przypomnę Ojcu Świętemu, że kochani nasi bracia górale nadal go miłują i wdzięcznie wspominają. Poproszę o szczególne błogosławieństwo dla Was, gromadzących się tutaj, w kaplicy Matki Bożej Jasnogórskiej na Bachledówce. W ostatnim roku miałem możność przeczytać kilka książek, poświęconych bohaterstwu górali w czasie okupacji. Jedna z nich – o kurierach tatrzańskich, którzy przez Tatry utrzymywali łączność Polski podziemnej z innymi krajami, druga – o katowni Zakopanego . Znam ten budynek, bo pewnego dnia w roku 1941 zostałem w Zakopanem aresztowany przez Niemców i tam właśnie – choć niedługo – siedziałem. Czytając tę książkę myślałem, jak wiele nasi bracia górale ucierpieli od najeźdźcy. Z jednej tylko rodziny zginęło trzech braci. Niektórzy z więzionych okazali ogromne bohaterstwo, przywiązanie do Polski, wielką dumę i świadomość, że mają przede wszystkim powinność wobec własnej Ojczyzny i obowiązek wierności wobec Boga. Są to wspaniałe wzory, które dzięki Bogu zostały zapamiętane i zapisane tak, iż mogą być nauką i lekcją dla następnego pokolenia, które po Was, Najmilsi, będzie tu mieszkało. Jeżeli aż tyle przywiązania do Ziemi Podhalańskiej i do całej ojczyzny okazali ci, którzy męczeni przez Niemców w podziemiach „Glasspalast” w Zakopanem, to i Wy, Małe Dziateczki, Dziewczęta i Młodzieńcy, musicie wyrosnąć na wielkich miłośników Podhala i całej Polski, abyście mogli wypełnić swoje zaszczytne powołanie wobec Kościoła, Narodu i pięknej Ziemi Podhalańskiej” (Bachledówka, 29 lipca 1973).
Nie opuszczaj nas Ojcze Ukochany,
Bo nas smutek trapi, gdy jesteśmy sami,
Hej, gdy jesteśmy sami.
„Przybywały różne grupy młodzieżowe a nawet zespoły śpiewaczo – taneczne, by rozweselić dostojnego Gościa i Wakacjusza. Do wszystkich umiał trafnie przemówić i dlatego wszyscy się do niego garnęli” (ks.Peszkowski).
„Pragnę Wam całym sercem podziękować za to, że przyszliście tu z Ratułowa, aby nas rozweselić waszym tańcem i humorem. Widzę, że strzeżecie dawnych góralskich tradycji, że one nie zanikają. Są one zawsze wyrazem tężyzny duchowej narodu.
Sami dobrze wiecie, że na życie narodu składają się nie tylko wielkie idee, które jak potężne smreki strzelają w górę i pokazują nam niebo, ale wszystko co pod nim rośnie: i kwiaty, i trawy. Wszystko to razem tworzy piękną całość. Jakże brzydko wyglądałby świat, gdyby stały na nim tylko olbrzymie wieżowce, a nie było chat góralskich, do których wszyscy tak tęsknimy. A chociaż Warszawa, tyle razy tutaj wspomniana, ciągnie w górę i buduje coraz wyższe domy, jednak ludzie chętnie schodzą z dwudziestego piątego piętra i przyjeżdżają tutaj do Was. Kładą się na trawie pod smrekiem i uważają, że tu jest lepiej, przyjemniej i zdrowiej niż w wielkich budowlach. One zresztą też są konieczne i niezbędne, bo taki jest rozwój i kierunek życia. Ale choć ono idzie naprzód, nie rozstawajcie się z tym, z czego wyrastacie.
Wspomnieliście w przypowiastce o góralu, co przyszedł z gazdowskiej izby, a potem nie można go było poznać. Ale są i inni. Już dzisiaj mówiłem tutaj o jednym wspaniałym góralu, co poszedł „z Komborni w świat” i został profesorem na uniwersytecie. To profesor Pigoń. Ale na stare lata zatęsknił on do swojej Komborni. A jak pięknie ją opisał! Mamy też inne wspaniałe przykłady. Z chat góralskich wyszli ludzie, którzy polskiej kulturze i życiu narodowemu dali bardzo wiele i zostawili wspaniałe przykłady życia. Tego również Wam życzę.
Dzisiaj wasza młodzież ze wsi podhalańskich rwie się doszkół. Nie przeszkadzajcie. To jest konieczne. Oby jednak ci wszyscy, którzy wychodzą z waszych wsi i wchodzą w życie narodu, nie zatracili tęsknicy do chat, ale wracali i tutaj się odnawiali.
A wszyscy, Najmilsi, pamiętajcie, że nie mamy tu mieszkania stałego. Kiedyś ktoś w Zakopanem powiedział mi, że jak góral umrze, to nawet idąc do nieba tańczy zbójnickiego. A dobry Pan Bóg wychynie wtedy głowę ze swojej gazdowiny, tam na górze, popatrzy se a pomyśli: „Musi z Podhala iść, bo oni śwarno wchodzą nawet do Królestwa Niebieskiego. Otwierajcie szeroko wrota!” To też życzę Wam, aby wszyscy Podhalanie nigdy nie zbaczali do czyśćca, tylko hurmem walili prosto do najwyższego Gazdy niebieskiego. A teraz, jako podziękowanie, pobłogosławię Wam i dam na pamiątkę obrazki. Uklęknijcie” (Bachledówka, 30 lipca 1967).
„Teraz na ręce waszego przewodnika, podziękuję Wam. Za to przede wszystkim, że pomyśleliście o tym, aby przyjść tutaj, pośpiewać, potańczyć i razem z waszym Prymasem się poweselić. Już się trochę znamy sprzed roku. Widzę, że się nie starzejecie, bo i wasz przewodnik, pomimo że roczek upłynął, jeszcze lepiej tańczy i śpiewa, aniżeli przed rokiem. Widocznie go ząb czasu nie rusza i czas mu się nie liczy. A wiecie, że na świecie, to tylko Panu Bogu czas się nie liczy. Okazuje się, że i w Ratułowie jest taki, co mu się też czas nie liczy. Drodzy moi! Wiem o tym, że nie tylko tu tańczycie i nie tylko w Ratułowie, ale też pokazujecie czasem na szerokim świecie, bo o Was się słyszy. Pragnę Was przede wszystkim uradować tym, że w Polsce całej ciągle jeszcze Podhale ze swoimi tradycjami, ze swoimi przypowieściami, opowiadaniami jest nieustannie na naszych ustach. Wszyscy się w tych górach i podhalańskich zwyczajach w Polsce rozkochali. I dlatego w Zakopanem tak ciasno. Ale kto chce Was dobrze zrozumieć, to może lepiej, że sobie siedzi tutaj po cichu, wśród smerków i pól, aniżeli na tłocznych Krupówkach w Zakopanem. Tutaj lepiej się Was rozumie, tu jest się bliżej Was. Tu można się lepiej, bliżej i przyjaźniej Wam przyjrzeć i jeszcze bardziej pokochać” (Bachledówka, 27lipca 1969).
Jakże rzewne były te pożegnania Bachledówki! Przybywali gromadnie górale a zwłaszcza dzieci. Po odjeździe z Bachledówki Ks. Prymas przesyłał wyrazy swojej pamięci i życzliwości dla ludu Podhala. Wyrazem tego sąlisty adresowane na rektora do drogich górali i miłej dziatwy, od których doznał tyle dobroci (por. listy: z dnia 16 XII 1972; 7 X 1974; 25 XII 1974; 6 I1975). Ks. Prymas życzy góralom: „by Matka Najświętsza, którą tak pięknie chwalicie, miała was zawsze w swojej opiece”. Nawet z Wiecznego Miasta Rzymu przesyła „całej góralskiej Wspólnocie, modlącej się w przemiłej Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej najmilsze pozdrowienia, słowa pamięci, oddania”… I dalej dodaje: „chociaż w bieżącym roku (1974) nie mogłem być wśród Was, jednak często Was wspominałem i tęskniłem do Bachledówki,do lasów i pięknych gór. A zwłaszcza mile zawsze wspominam modlitwę niedzielną; poranną Mszę św., spotkanie z dziećmi na wieczornej modlitwie. By dać wyraz mojej pamięci, przesyłam z Rzymu moje braterskie słowa oddania i wdzięcznościza wasze serca i modlitwy. Wszystkim błogosławię i Matce Kościoła w opiekęoddaję.” Ks. Kardynał Stefan Wyszyński (7 X 1974). Obecność Prymasa Tysiąclecia upamiętnia dziś specjalne epitafium (1986 r.) i nazwana jegoimieniem droga wiodąca na szczyt Bachledówki z Czerwiennego.
Cieszymy się szczerze KsiężeKardynale
Żeś raczył przyjechać na nasze Podhale.
Dzisiaj tu w Czerwinnem pięknie Cię witamy,
Razem z powitaniem życzenia składamy.
Serdeczny Bóg zapłać składają górale,
Za to pozdrowienie z Rzymu nam przysłane.
Kiedy byłeś w Rzymie i tam żeśchorował,
My się tu modlili byś prędko wyzdrowiał.
Przebywałeś w Rzymie u Ojca Świętego.
Aleś nie zapomniał ludu góralskiego.
Pamiętajże o nas, dodawaj nam ducha,
By nas nie zamiotła jaka zawierucha.
Jaka zawierucha, ani halny wiater,
Co se podmuchuje spod tych nasych Tater.
Przyjmij od nas syćkich serdeczne życzenia,
Niech Cię Matka Boska chroni od cierpienia.
Chroni od cierpienia i łaski uprasza.
Niech ta miłość sprawi i modlitwa nasza.
Bo my już na zawsze przy Tobie będziemy
Pamięć i oddanie dziś obiecujemy.
Prosty lud góralski Tobie jest oddany,
Jeden Pan Bóg widzi jak my Cię kochamy.
„Pięknie jest też później w Piszorze, niedaleko Wyszkowa, nad Bugiem. Też dom w lesie, ośrodek sióstr samarytanek. Serdeczna miła atmosfera. Brakuje tam jednak cudownych, góralskich widoków i pięknego śpiewu górali. Jak oni śpiewają, aż echo niesie po górach” (ks. Peszkowski).
Prymasie, czy Ci nie żal
Opuszczać lasów świerkowych
Górali Tobie oddanych
I tych pól naszych kwiecistych.
Górale zapowiadają, ze odwiedzą Prymasa w Warszawie i że przyjadą z oscypkami.
A kiedy zajedziesz do swojej Warszawy,
Pamiętajże o nas i bądź nam łaskawy,
Hej, i bądź nam łaskawy.
Już niedługo wrócą bacowie z owcami,
To Ci zaniesiemy koszyk z oscypkami,
Hej, koszyk z oscypkami.
Poslemy i także wionecek owsiany,
Żebyś nie zapomniał, że my Cię kochamy,
Hej, że my Cię kochamy.
Żyjze nam zyj długo w zdrowiu ibezpiecznie,
I prowadź nasz Naród w drugieTysiąclecie,
Hej, w drugie Tysiąclecie.
Żyjze nam zyj długo w zdrowiu i pokoju
Niech Cię Matka Boska wspiera w Twoim boju,
Hej, wspiera w Twoim boju.
„Ale tutaj są serca, które żyją. Może twarde, może trudne, ahartowane w ciężkim boju o kawałek chleba, ale wierne. Może nieraz nie łatwo te serca ugryźć, ale w każdym razie są one miększe aniżeli oscypki, w które niekiedy trudno jest zęby wsadzić. Ale nie zrażajcie się tym. Skoro przyjedziecie do Warszawy z oscypkami, będę widział nie tylko twarde oscypki, ale i miękkie serca, które je przywiozły” (Bachledówka, 30lipca 1967).
Przyjechali my tu
Ojce ukochany
I przywieźliśmy Ci
Wionecek owsiany,
Kosyk z oscypkami
I pieski owczarskie.
Niek Ci bedom wierne
Jak serca góralskie.
Prymas bardzo serdecznie za wszystko dziękował. „Pora jest spłacić długi wdzięczności, chociaż zdajemy sobie sprawę z tego, że łatwo ich nie spłacimy. Za doznane serce można zapłacić chyba tylko sercem. Nie wywdzięczymy się łatwo Ojcu Generałowi, Ojcu Przeorowi i Jasnej Górze za to, że chcieli nas tutaj mieć. Nie wywdzięczymy się łatwo Ojcu Ferdynandowi za jego detaliczną, aż przerażająco dokładną czujność i troskliwość. Na co człowiek nie spojrzy i czego nie dotknie, wszędzie widać przemyślenie Ojca Ferdynanda. Przyznam się, że było dla mnie radosnym zdziwieniem widzieć Ojca Ferdynanda, męża statecznego i poważnego, w takiej właśnie sytuacji, w jakiej się znalazł. W takiej sytuacji dobrze sobie radzić i to tak szczegółowo, detalicznie, ze znajomością życia i jego najrozmaitszych specyfik, może tylko człowiek, który rządzi się sercem. A my tutaj tak wiele tej detalicznej troski doznaliśmy. Ojcu Generałowi, Ojcu Przeorowi i Ojcu Ferdynandowi i całej Jasnej Górze serdecznie za waszą troskliwość dziękujemy. Wy wiecie, że z nami nie jest łatwo. Ale ponieważ powiązała nas Matka Boża,którą kochacie, dlatego też musicie cierpieć dla Jej chwały i dla Jej miłości.To więc, cierpicie. Nie raz rzeczywiście bardzo Wam dokuczamy. Ale zdaje się, że ostatecznie wszystko to wychodzi na większą chwałę Bożą” (Bachledówka, 2sierpnia 1967).
[1] Narratorem w tym rozdziale jest przede wszystkim Ks.Zdzisław J. Peszkowski. Ojciec.Wspomnienie o Stefanie kardynale Wyszyńskim Prymasie Polskim, Orchard Lake1987, s. 150-173. Ks. Zdzisław Peszkowski 21 września 1939 r. jako podchorąży kawalerii, przemocą został wywieziony z Polski do Kozielska, a stamtąd do Katynia, gdzie ogromną większość jego kolegów zamordowano. Znalazł się wśród osiemdziesięciu, którzy ocaleli. Z armią Andersa wyszedł z Rosji. W roku 1948, będąc na studiach w Oxfordzie, podejmuje decyzję pójścia do seminarium duchownego. Za radą spowiednika postanawia udać się do Seminarium Polskiego wOrchard Lake w USA. Jako kapłan pracuje w Ameryce, nie traci jednak kontaktu z Polską. Fascynuje go osoba Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. 24 czerwca 1957 r. podczas święceń kapłańskich w Katedrze św. Jana w Warszawie, a później w rezydencji na Miodowej ks. Peszkowski spotyka się z Księdzem Prymasem. Nawiązuje się pomiędzy nimi serdeczna więź. Z tego też względu Ks. Zdzisław był częstym gościem Kardynała również w czasie jego letnich odpoczynków, szczególnie na Bachledówce k. Zakopanego. Wykorzystano w książce także treści kazań Prymasa Stefana kard. Wyszyńskiego wygłoszone na Bachledówce, z ksiązki: Stefan Kardynał Wyszyński, Z Królewskiego Krakowa, wydanej przez „SoliDeo”, Warszawa,1992. A wiersze są ze zbioru Mieczysławy Łacek (mamy autora).